modele 1:48

Samolot Lockheed L-14 Electra, SP-LMK, Polskie Linie Lotnicze LOT

Opublikowane

Lockheed L-14 Electra
Lockheed L-14 Electra Obraz: Jarosław Wróbel

Historia:

Czasopismo "Czas", wtorek, 7 czerwiec 1938 roku. Po locie przez trzy kontynenty. SP-LMK osiadł na polskiej murawie. Czerwone róże na lotnisku Okęcia.

[...] Dzień jest piękny. Słońce dogrzewa. Wysoko trawa stoi nieruchomo - przepraszam, ciepłe powietrze faluje nad nią, stwarzając pozory ruchu, którego niema. Jesteśmy na Okęciu. Na lotnisku. Zbliża się godzina trzecia. Przed dworcem lotniczym zebrała się spora gromadka, oczekująca na przylot mjr. Makowskiego z Rzymu. Nasz dzielny lotnik ma na liczniku coś około 26.000 kilometrów. Czy wobec tego nie można odżałować tych kilka kilometrów autostrady, aby wyjechać na spotkanie. Sądzę, że można. Gromadka ludzi tu zebranych jest bardzo pogodna i bardzo kulturalna. Gdzieniegdzie widać bukiety kwiatów. Są i groszki śliczne, różowe i czerwone w rączkach synka pani Makowskiej. A tam jakieś wspaniałe pąsowe róże. Do towarzystwa przybył wiceminister Bobkowski i właśnie wita się z ambasadorem U.S.A., p. Biddle, który ogromnie się wszystkim podoba. Pan ambasador ubrany jest w mocno wymięte spodnie w kratkę, nieco znoszoną marynarkę i niemodny krawat. Kapelusz też nie przypomina wcale wspaniałych Stetsonów. Ale za to jaki czarujący jest uśmiech pana ambasadora. Ile niewymuszonej prostoty, radości i dobroci. U pewnych ludzi opakowanie jest kwestią zupełnie podrzędną, bo tak wysokiej klasy jest zawartość. Ale już wskazówki zegarka minęły 3-cię i mjr. Makowski, zwycięzca trzech kontynentów powinien osiąść miękko na zielonej polskiej trawie. Może jeszcze pachną mu brazylijskie orchidee. W powietrzu warczy jakiś samolot - mikrob. Wywiązuje się sprzeczka, czy to motoszybowiec czy awionetka. Ja twierdzę, że uskrzydlona mysz. Ale, co to! Z za naszych pleców jakiś potworny szum. Naraz nad głowami przesuwa się wielki srebrny ptak. Jeszcze nic nie rozumiemy, zbieramy pośpiesznie myśli... SP LMK! Napisane jak wół. Major Makowski. Nagle, niewiadomo skąd jest między nami. Maszyna ucieka gdzieś na Ochotę, wraca, znów leci w naszą stronę i znów warcząc radośnie zniża się nad głowami. Major Makowski wita Warszawę. Po chwili osiada jednak na ziemi. Jesteśmy przy maszynie. Otwierają się drzwi. Po tym powitania, uściski, kwiaty, gratulacje, fotografie, przemówienia. Pan major trochę zeszczuplał, trochę się opalił. Poznajemy go daleka po charakterystycznie złamanym nosie, pewnie pamiątce z lotniczej przeszłości. Wśród rzęsistych oklasków i ciepłej życzliwości, jakieś anonimowe ręce dźwigają korpulentnego - bądź co bądź - pana majora do góry. Pani Makowska, brunetka o pięknych rysach i białawej cerze stoi z boku szczęśliwa i wzruszona. Kiedy już minął pierwszy entuzjazm, przedstawiciele prasy poprosili mjr. Makowskiego o krótki wywiad. Odbył się on w pustym budynku Lotu i w asyście synka pana majora. Zaczęło się tak. Zwracam ci twojego misia, mój kochany, (to mówiąc pan major wyjął z kieszeni małego pluszowego niedźwiadka)... stał przez cały czas na moim stole i pilnował, aby wszystko było w porządku. Weź go ze sobą, a opowie ci o całej podróży. Skromny miś wcale nie dawał po sobie poznać, że przeleciał 26 tysięcy kilometrów, nad obu Amerykami, Afryką i Europą. Mjr. Makowski opowiadał ciekawsze szczegóły ze swej podróży na ogół znane już Czytelnikom. A oto kilka nowych: "Nasz lot miał za zadanie udowodnić, że właściwie niema ciężkich lotów. Gdyby nie defekt radioaparatu, bylibyśmy w Warszawie o kilka dni wcześniej. Moim zdaniem przedstawiciel firmy, która wstawiła nam radio, nie znał radioaparatu dlatego zostało źle wmontowane. Z naszej trasy za najpiękniejszy uważam przelot nad Andami. Były miejsca wprost niesamowicie piękne. Lecieliśmy na wysokości 4.000 metrów, a nad nami piętrzyły się oblodzone masywy, przynajmniej na 2.500 metrów. Kto to raz widział, zapamięta na całe życie. Najlepszy klimat po drodze znaleźliśmy w Gwatemali. Ciepło, ale nie za upalnie, piękna roślinność. Nigdy nie miałem pojęcia, że nasz lot spotka się z tak serdecznym oddźwiękiem u emigracji. Wszędzie gdzie przelatywaliśmy, oczekiwała nas na lotnisku mała grupka, i ktoś witał po polsku. Ile to razy taki zamorski rodak, spojrzał na samolot, przeczytał „Polskie Linie Lotnicze" i w płacz. Z początku śmiać nam się chciało, ale dziś co innego myślę o tym. Równik przecięliśmy nad oceanem. Nie było go widać - wtrąca mjr. Zygfryd Piątkowski - był schowany pod wodą". Po tym opowiadał nam mjr. Makowski o wspaniale wyposażonych lotniskach w Ameryce Północnej, o stosunkach panujących w lotnictwie południowo amerykańskim, o poczcie którą w ilości 6 kg. przywiózł z Rio-de-Janeiro do Polski. Zaraz po rozmowie, mjr. Makowski odleciał wraz z wiceministrem Bobkowskim do Spały, celem złożenia wizyty p. Prezydentowi Rzeczypospolitej. My tymczasem - to jest prasa zwiedziliśmy wnętrze maszyny SP-LMK, odpoczywającej sobie w hangarze [...].

Kabina jest stosunkowo przestronna. We wnętrzu nieład. Na stole mapy nawigacyjne, a przede wszystkim mapa trasy Dakar - Natul nad Atlantykiem z wytyczonym kursem. Na podłodze meksykański kolorowy kosz od owoców. W nim jakieś łupiny cytryn i puste butelki po piwie. Oto kilka napisów, jakie sporządziła załoga maszyny w czasie lotu. Nad drzwiami do aparatu: "Z samolotu podczas lotu wskakiwać i wyskakiwać surowo wzbronione". Nad półeczką do kapeluszy: "Szatnia. Za rzeczy zaginione dyrekcja nie odpowiada". Nad stołem nawigacyjnym: "Biuro Dyrekcji PLL "Lot". Załatw sprawę i żegnaj. Czas to pieniądz. Biuro czynne: w powietrzu".

Tak oto umilali sobie długie monotonne godziny czterej lotnicy z Lockhead'a. Humor to zdrowie, proszę Państwa. Witold Domański.

Czasopismo "Republika", wtorek, 7 czerwiec 1938 roku. Mjr. Makowski wylądował w Warszawie. Uroczyste powitanie na Okęciu - Lotnictwo polskie przygotowane jest do przelotu przez Atlantyk.

[...] WARSZAWA, 6 czerwca. (PAT) Zapowiedziany przez radio i dzienniki przylot majora Makowskiego do Warszawy na wczoraj w godzinach popołudniowych, ściągnął na lotnisko na Okęcie tysięczne tłumy publiczności. Na lotnisko przybył również podsekretarz stanu w ministerstwie komunikacji inż. Bobkowski, ambasador amerykański w Warszawie Drexel-Biddle, oraz przedstawiciele polskich linij lotniczych "LOT" z mjr. Seifertem. O godz. 15.35 UKAZUJE SIĘ NAD LOTNISKIEM POTĘŻNY SAMOLOT SP-LMK I PO ZROBIENIU PARU EFEKTOWNYCH WIRAŻY NAD LOTNISKIEM MJR. MAKOWSKI LĄDUJE. Zgromadzone na lotnisku tłumy zgotowały majorowi Makowskiemu długą i serdeczną owację. Wiceminister Bobkowski i ambasador Biddle złożyli mu życzenia z okazji zakończenia gigantycznego lotu. W rozmowie ze współpracownikiem P.A.T. major Makowski podkreślił, że lot jego miał przede wszystkim dwa cele: pierwszy to zaznajomienie się ze zdobyczami lotnictwa amerykańskiego, które przoduje dzisiaj w komunikacji lotniczej. Głównym natomiast celem był PRZELOT NAD ATLANTYKIEM dla uświadomienia społeczeństwa polskiego i wykazania światu, że NASZE LOTNICTWO KOMUNIKACYJNE PRZYGOTOWANE JEST JUŻ DO PRZELOTÓW NAD ATLANTYKIEM i do wkroczenia na światowe szlaki powietrzne. Pierwsza faza lotu miała wiec charakter studium i dla dobra powierzonych nam do wykonania zadań musiała trwać dłużej. Drugi etap - lot ponad Atlantykiem oraz lądami Afryki i Europy mial na celu wykazanie szybkości maszyny i sprawności handlowej. W ciągu ostatnich trzech dni przebyliśmy przestrzeń 10.000 km. w tym odcinek ponad Atlantykiem południowym, czyli w takim samym czasie, jak przelatują specjalnie do tego celu budowane samoloty towarzystw, które obsługują tę drogę w regularnym ruchu komunikacyjnym. Mimo, że lot ten był lotem doświadczalnym, to jednak PRZYWIEŹLIŚMY Z AMERYKI POŁUDNIOWEJ POCZTĘ. Przywiezione listy mają raczej znaczenie symboliczne i świadczą, że jesteśmy przygotowani do przewozu poczty. Samolot skraca czas przewozu listów od naszych rodaków z za oceanu do Polski z 21 do 4 dni. O ile poprzednie loty przez ocean podejmowane przez Polaków a to ś.p. mjra Idzikowskiego, ś.p. Heusnera, braci Adamowiczów i mjr. Skarżyńskiego miały w owych czasach charakter lotów pionierskich i wyczynów, to lot nasz mial na celu wykazanie możliwości wykonania lotów handlowych miedzy skupiskami polskimi w Ameryce a macierzą na normalnym samolocie komunikacyjnym używanym na Polskich liniach." [...] 

Technika lotnicza, numer 11, listopad 1938

Samolot komunikacyjny Lockheed 14-H, jego instalacje, wyposażenie i właściwości, Inż Wacław Zaremba.

Samolot, na którym dyrektor P.L.L. "LOT" mjr. Makowski odbył przelot przez Atlantyk Południowy z wytwórni Los Angeles do Polski został wyposażony w dodatkowe dwa zbiorniki paliwa oraz w dodatkowy zbiornik smaru. Dwa dodatkowe zbiorniki paliwa, łącznej pojemności 960 l umieszczono w bagażnikach (pod podłogą kabiny pasażerskiej). Stosunek smaru do paliwa przyjęto na 1:13,6; dodatkowy zbiornik smaru (83 l) zamocowano w kabinie pasażerskiej. Zabudowane na pokładzie radio "Bendix" (typu stosowanego przez amerykańskie linie lotnicze) było przystosowane do pracy w warunkach amerykańskich (na fonię) oraz europejskich (Morse). Ponieważ usunięto fotele pasażerskie oraz ograniczono liczbę osób załogi do czterech - przeto ciężar całkowity samolotu nie został powiększony. Samolot SP-LMK przeleciał 24 850 km, przy czym lądował na trasie 18 razy. Lot wykonano przy pobieraniu z silników 55% mocy nominalnej. Szybkość podróżna wynosiła 310-320 km/godz. średnia szybkość przelotowa sięgała 292 km/godz. Zużycie paliwa (na oba silniki) nie przekraczało 170 kg/godz. 85-godzinny przelot samoloty SP-LMK dowiódł że nowy sprzęt P.L.L. "LOT" jest wysokiej klasy

Wybrane strony z "Lockheed 14 Super Electra Service Manual"

Diorama:

Diorama w skali 1:48, przedstawia samolot Lockheed L-14 Electra w barwach Polskich Linii Lotniczych "LOT". Samolot z oznaczeniami SP-LMK na Lotnisku Okęcie w Warszawie. W tle zdjęcie budynku lotniska.

Lakiery metaliczne "Alclad" w natarciu ;-)

Lista zakupów:

  • model firmy Classic Airframes, Lockheed L-14 Electra
  • kalkomanie wykonane od podstaw (plik do pobrania)

Wybrane fotografie zgromadzone na potrzeby dioramy, referencje:

Diorama - budowa:

Materiały do pobrania: